ZAKOŃCZENIE ROKU SZKOLNEGO MATURZYSTÓW

POWRÓT | GALERIA



To już jest koniec, nie ma już nic,
jesteśmy wolni, możemy iść...

Wspomnienia maturzystek


Paulina Gabler i Sonia Wieczorek

Pełne obaw i wątpliwości trzy lata temu przekroczyłyśmy próg naszej szkoły. Szybko okazało się, że nasz strach był nieuzasadniony, ponieważ 20 przedmiotów, 43 godziny lekcji tygodniowo, brak rozrywek i czasu na sen to jeszcze nie koniec świata! Już po kilku dniach (i wpadkach) znaliśmy na pamięć wszystkie artykuły (i aneksy) "Kodeksu Postępowania Ucznia i Rodzica" (patrz: Przewodnik Ucznia i Rodzica). Kiedy po uroczystym odznaczeniu nas podczas immatrykulacji wszystkie drogi ucieczki zostały odcięte i trzeba było wziąć się do pracy, szybko zorientowałyśmy się, że gimnazjalne świadectwa z paskiem można puścić niepamięć, bo bycie dobrym (a nawet dostatecznym) ze wszystkich przedmiotów przerosło nasze dobre chęci. Jednak w myśl słów "Nadzieja zawieść nie może" postanowiłyśmy rozpocząć przygotowanie do matury.

Niestety, wraz z otrzymaniem promocji do klasy II nastąpił w naszej wspólnocie rozłam ideologiczny. Najbardziej radykalne ugrupowanie pod wodzą Pani Profesor Justyny Nowak utworzyło wolną, niepodległą klasę IIA. Semper Fidelis (zawsze wierni! - uczyliśmy się łaciny!) dyrekcji i ideałom szkoły obraliśmy na naszą siedzibę salę nr 13. Ku naszej radości otrzymaliśmy także bordowe krawaty, które skutecznie nas wyróżniły spośród polskiej (a nawet światowej!) społeczności uczniowskiej. Jako "elita inteligencji katolickiej" udaliśmy się na ekspedycję do wielkopolskich klasztorów (zobacz też wspomnienie z wycieczki Szlakiem Mickiewicza oraz do kopalni soli w Kłodawie). Już na pierwszej lekcji historii mogliśmy dać upust naszej wiedzy, gdyż niezastąpiony Pan Teklik chciał, byśmy podzielili się wrażeniami na ocenę. Natomiast pod koniec klasy drugiej dowiedziałyśmy się od Pani Profesor Nowak, iż jesteśmy odpowiedzialni za 1 września. W naszych humanistycznych głowach zaświtała jedna myśl - "1 września 1939r?". Oczywiście jednak okazało się, że chodzi jedynie o funkcje liturgiczne w dniu rozpoczęcia następnego roku szkolnego.

I wreszcie nadeszło uroczyste rozpoczęcie naszego ostatniego roku szkolnego... i klasa maturalna, a niedługo sam egzamin dojrzałości!!! Dlatego też wszyscy..., no może nie wszyscy, wzięliśmy się do intensywnej pracy i powtórek. Minęła studniówka bez wielkiego huku, ale bawiliśmy się świetnie wraz z szanownym gronem pedagogicznym! Jest to jedno z najmilszych wspomnień!!! Później nadeszły chwile smutku i wzruszenia, gdyż nastąpiła zmiana na stanowisku dyrektora szkoły. Pożegnaliśmy siostrę Eleonorę i radośnie powitaliśmy nową Siostrę Dyrektor, siostrę Hannę. Pod koniec lutego stanęliśmy przed poważną próbą naszych sił, mianowicie maturą z religii i nasza klasa pięknie sobie poradziła (mamy nadzieję, że w maju będzie podobnie!). W marcu wyjechaliśmy na rekolekcje do Zaborówca, by tam rozliczyć się z własnym sumieniem i "załatwić co trzeba z Panem Bogiem i Matką Boską Wieleńską - Ucieczką Grzeszników (!!!)".

Teraz nadeszła pora, by żegnać się ze szkołą i przystąpić (pełni ufności w Boże Miłosierdzie) do matury. I choć czasem miałyśmy dość szkoły, klasy, nauki, to dziś jest nam bardzo smutno! Kto teraz tak jak Dawid zaśpiewa nam "Kiedy patrzę hen daleko w tamte lata co minęły...", kto tak jak Filip rozłoży nas na łopatki podczas odpowiedzi z historii, kto tak jak nasz kochany Pan Teklik będzie z uśmiechem na twarzy wchodząc do klasy mówił "Pora pytać!", kto znów miesiącami jak nasz drogi Pan Koc nie będzie oddawał "zeszytów do epok"...

Będziemy z pewnością szalenie tęskniły za wspaniałymi i wyjątkowymi nauczycielami jak i naszą cudowną klasą! Mamy nadzieję, że kiedyś nasze szlaki w jakimś momencie znów się zejdą i spotkamy się, by razem powspominać stare, dobre czasy liceum.