STRONA GLÓWNA
Gimnazjum | Plan nauczania | Prace uczniów | Regulamin naboru| Podreczniki


WYCIECZKA KLASY III LICEUM SZLAKIEM ADAMA MICKIEWICZA



Dnia 6 października 2006 r. bladym świtem wraz z panią profesor Justyną Nowak oraz panem profesorem Krzysztofem Kocem wyruszyliśmy śladami Adama Mickiewicza. Na dobry początek od pana prowadzącego autobus dowiedzieliśmy się, że drzwi do naszego autokaru wcale nie służą do wsiadania. Swoją słodką tajemnicą o ich "prawdziwym" przeznaczeniu jednak pan kierowca się z nami nie podzielił. Gdy wyjechaliśmy z terenu szkoły, okazało się, że autobusy poruszają się po torach tramwajowych. Jednak nie chcąc prowokować kolejnego nieporozumienia, powierzyliśmy nasz los w ręce pana kierowcy. Każdy uczeń miał w autokarze zapewnione po dwa siedzenia, których dodatkową funkcję - "leżenie" odkrył w drodze powrotnej Mateusz.

Pierwszym miejscem, które zwiedziliśmy był dworek w Koszutach. Ku niezadowoleniu większości uczestników, przywdziać musieliśmy dodatkowe obuwie. Pan profesor Koc przypilnował każdego przy tej skomplikowanej czynności, po czym sam włożył pantofelki nie do pary. W XVIII-wiecznym salonie wysłuchaliśmy koncertu fortepianowego w wykonaniu Ani Peplińskiej, który składał się z paru prób i jednego utworu. Otoczenie i klimat dworku sprawił, że usłyszeliśmy... "Yesterday".

Kolejnym miejscem, do którego się udaliśmy, był pałac w Śmiełowie. Gdy znajdowaliśmy się już w jednej z sal, słuchając opowieści o Adamie i jego przyjaciółkach oraz oczywiście twórczości, jedna z pań wpadając do pomieszczenia, subtelnie podnosząc głos (patrz: wrzeszcząc), przypomniała pewnemu młodzieńcowi, że "jak już wszedł z tym wielkim plecakiem, to ma go nosić przed sobą." Ku naszemu rozbawieniu okazało się, że owym młodzieńcem jest... pan Koc!, którego pani wzięła za naszego rówieśnika (czemu osobiście się nie dziwimy). Pan Koc stając na wysokości zadania (jak zwykle zresztą), zaprosił wszystkich na swoją osiemnastkę.

Następnie poszliśmy na spacer do leżącego obok pałacu parku, gdzie strachu napędził niektórym zwodzony mostek, który jak sądziliśmy, pamiętał czasy miłosnych uniesień Mickiewicza. Próba przypadkowego wrzucenia pana Koca do stawu (przed poniedziałkową pracą klasową) zakończyła się niepowodzeniem.

Trzecim miejscem, które odwiedziliśmy było (jak się okazało papierowo - styropianowe) Soplicowo, skansen, gdzie kręcono film w reżyserii Andrzej Wajdy. Spotkaliśmy się z takimi gwiazdami polskiego kina jak: krowa grająca w "Bożej podszewce", dwa konie, owce, świnkę o imieniu Mondry, gołębie oraz kruka o imieniu Koleś, który zagrał z Michałem Żebrowskim w "Wiedźminie". Koleś towarzyszył nam w zwiedzaniu skansenu. Żeńska część wycieczki nie była zbyt zadowolona po tym, gdy dowiedzieliśmy się, że kruk podziobał w ucho samego Żebrowskiego. Koleś jednak niestrudzenie za nami biegał, niektórych gonił, a szczęśliwcy otrzymali od niego płynną pamiątkę z pobytu w Soplicowie.

Pan profesor Koc niczym Tadeusz, rozczuliwszy się nad wspomnieniami ze swych lat młodzieńczych, popadł jak określiła to Ania, w kryzys wieku średniego. Po czym sam włożył nogi w dyby a ręce związał grubymi linami (już mieliśmy nadzieję, że upiecze nam się z pracą klasową), jednak po krótkiej chwili dla fotoreporterów zrzucił z siebie więzy.

Kolejnym miejscem, do którego się udaliśmy, był klasztor benedyktyński w Lubiniu. Postać brata, który oprowadzał nas przed dwoma laty tak nas "zafascynowała", że przybyliśmy tam po raz drugi. Wojtek zabrał ze sobą notatki sprzed dwóch lat i cały czas kontrolował wiarygodność faktów przedstawianych nam przez tegoż brata. Ze względu na jego dobre imię ta interpretacja porównawcza zostanie naszą słodką tajemnicą. Kiedy znaleźliśmy się w kościele, brat rozpoczął swą opowieść... mówił, mówił i mówił.... Na szczęście pani przewodnik, czując, że atmosfera robi się senna, a jej pozycja staje się zagrożona, subtelnie przerwała mu, mówiąc... "STOP! My naprawdę się śpieszymy. Dziękujemy." Po czym zupełnie spokojnie wybiegliśmy z terenu klasztoru.

Gdy znaleźliśmy się w autobusie, byliśmy bardzo szczęśliwi, że wreszcie wracamy do domu...z wieloma nowymi wiadomościami. Jednak ku naszemu zdziwieniu ciągle oddalaliśmy się od Poznania. Maciej i Hubert stworzyli nawet teorię spisku, według której dochodzące z głośników uciążliwe charakterystyczne odgłosy połączenia telefonicznego oznaczały , że kierowca w akcie zemsty, porozumiewa się ze swoimi ziomkami, którzy mają zamiar nas uprowadzić i zażądać okupu. Teoria ta nie zyskała wielu zwolenników i szybko upadła (wszyscy mieli nadzieję, że to nieprawda).

Zobaczyliśmy jeszcze jeden pałac (w Kopaszewie), ale tylko z zewnątrz. Usłyszeliśmy parę słów o znajdującej się obok niego kaplicy, którą mimo wielu sprzeciwów, z bliska poszli obejrzeć Filip Przykucki i pan Koc, a ich śladem ruszyło jeszcze kilkoro uczniów.

W drodze powrotnej poza marudzeniem, że już jesteśmy zmęczeni, dzieliliśmy się wieloma wrażeniami, nierzadko bardzo spontanicznie. Jednak jedyny prawdziwy umysł ścisły - pani Nowak, cierpliwie sprowadzała humanistów i profesora Koca na ziemię. Toczyły się również dyskusje na bardzo ważne i ciekawe tematy jak np. czy krowa leżąca oznacza słońce, a stojąca deszcz, czy też jest odwrotnie. Jednak jesteśmy przekonane, że tę ostatnią wspólną wycieczkę będziemy wspominać mile i bardzo długo.

Sonia Wieczorek i Paulina Gabler Kl. IIIa LO




GALERIA